TĘSKNOTA
Od zawsze kochałam swoją wieś, tę w której się urodziłam.
Nasze siedlisko założył tu mój dziadziuś, ja jego pierwszą wnuczką byłam.
Gospodarstwo dziadunia było największe we wsi: dom, obora, stajnia i stodoła,
Szopa i ogromne podwórze, a za nimi sady owocowe dookoła.
Na środku podwórka była bardzo głęboka studnia,
Woda w niej – jak z najlepszego źródła.
Czysta, dobra, aż w kolor błękitu wpadała,
Siłę, zdrowie dawała i pragnienie zaspokajała.
Dom stał blisko wsi na małym wzniesieniu,
Stąd widziałam cały krajobraz tak bliski sercu mojemu.
Wioska była niżej, zdawało się, że dotkniesz jej jak wyciągniesz ręce,
Trochę dalej, po prawej stronie stał piękny pałac i czworaki książęce.
Teściowa mojej cioci w pałacowej kuchni jako służąca ongiś pracowała
I bardzo dużo ciekawych wiadomości osobiście mi opowiadała.
Dziedzic swą młodziutką żonę wygrał w Warszawie w karty,
Sam nie był już młody. To prawda i to nie były żarty.
W pałacu gospodarzy potem nie było, wszyscy dawno wyjechali,
Majątek przejął PGR – władze całym dworem zarządzały.
Pałac nie był ogromny lecz zadbany, przytulny i oczom bardzo miły
Więc zarządy PGR-u pierwszą świetlicę z telewizorem dla ludzi urządziły.
Dyrektor, księgowa oraz inni tutaj zamieszkiwali,
Mieli wygodne, spore mieszkania i zgodnie ze sobą żyli.
Mój ojciec chrzestny też w pałacu pomieszczenia dwa duże zajmował,
Powoził bryczką z parą pięknych koni, był woźnicą – tutaj właśnie pracował.
Gdy tylko czas pozwalał, ze świetlicy wszyscy korzystali,
Najczęściej w niedziele, bo w tygodniu ciężko pracowali.
Oglądaliśmy pierwsze odcinki Bonanzy, Zorro i Robin Hooda,
Oczywiście w kolorze biało-czarnym – takież wtedy były techniki cuda.
Wokół pałacu park był ogromny z dwoma niedużymi stawami,
A dalej stały czworaki - pracownicy tam mieszkali.
Od stawów prowadził głęboki rów, a za nim wspaniałe źródła,
Zawsze tam się bawiliśmy, szczególnie latem, woda była przecudna.
Park był ogrodzony wysokim murem z czerwonej cegły,
Za murem były głębokie doły i tam pasaliśmy czasem krowy.
Po wielu latach pozmieniało się wszystko,
Doły przerobiono na sportowe boisko.
Naprzeciwko parku była remiza strażacka, w której zabawy się odbywały,
A przez okna mamy i ciotki bawiących się nastolatków podglądały.
Dzisiaj starą remizę na kaplicę przerobili,
A obok kaplicy nową remizę postawili.
Z pięknego pałacu tylko ruiny dziś pozostały
I w parku stare drzewa, które gdyby mówić umiały
O dawnym życiu i bogatym majątku
Dużo ciekawostek by teraz opowiedziały.
Już trzydzieści lat minęło odkąd się wyprowadziłam.
Zostawiłam tam rodzinę, dobrych znajomych, przyjaciół i sąsiadów,
Ludzi, których szanowałam, ufałam im i bardzo ich lubiłam.
I tylko szkoda że to już nie wróci, że to wszystko na zawsze utraciłam.