ŻNIWA
Pamiętam swoje dawne i dobre młode lata,
Jak sprzątaliśmy plony z pola: ja, mama i tata.
Tata zboże kosą kosił, mama na snopy zbierała,
Ja byłam mała więc tylko raczej przeszkadzałam.
Żniwa wtedy były trudne i mokre – zupełnie jak w tym roku.
Gdy wyszliśmy z domu to słoneczko świeciło,
Tato zrobił dwa pokosy, wtem porządnie się zachmurzyło
I nim wróciliśmy do domu - dokładnie nas przemoczyło.
Chociaż pogoda w czasie żniw cały czas się buntowała,
Wszyscy szczęśliwie płody z pól uprzątnęli, nic nie zmarnowano.
Do stodół zboża zwiezione – rozpoczęły się omłoty,
Oj, były tam czasami najróżniejsze psoty.
Dawniej kombajnów nie znano, były maszyny – młockarnie,
Pomagali sobie sąsiedzi lub pracowali na wynajmie.
Małe brzdące jak broiły, w snopki słomy je związali,
A natrudził się ten maluch, nim z pułapki go wyplątali.
Ziarno do spichlerza trafiło gdy zostało wymłócone,
A wieczorem radość i zabawa, bo żniwa zakończone.
Wszyscy zmęczeni lecz szczęśliwi do stołu zasiedli,
Kolację z apetytem i wielkim smakiem zjedli.
Był chleb swój pieczony z prawdziwym swojskim masłem
I wspaniały, pachnący biały ser do niego.
Do tego była kawa zbożowa z mlekiem -
To kusiło każdego i do pracy przywołało niejednego.
Dorosłym gospodarz butelkę postawił, bo dobrze się sprawili.
Podziękował i zapłacił, wszyscy dobrze się bawili.
Gdy dziś wspominamy tamte minione lata,
To w sercu i na duszy robi się rzewnie i miło.
Wszyscy nawzajem się szanowali
Choć skromnie i biednie bywało.
Dawne życie było pracowite, ale wesołe
I tylko szkoda, że już się skończyło.